poniedziałek, 19 lipca 2010

Relacja z I trasy Miejsc Pobocznych - Domki z Kart - Drewniana Białołęka


Zaczęliśmy wcześnie o 10. Na Mokotowskiej w siedzibie Towarzystwa Inicjatyw Twórczych Ę, rozpoczynając od krótkiego wstępu i prezentacji na podwórzu ( było bardzo gorąco). Całość grupy stanowili oprócz nas:
Milena Podloch
Anna Rok
Bartek Trojanowski
Sylwia Radej
Monika Zasada
Magda i Przemek Rawicz
Agnieszka Wiśniewska
Część z osób się niestety nie zgłosiła. Ale nie sprawiło to, ze straciliśmy choć część rezonu i dobrego humoru, który miał towarzyszyć nam przez resztę dnia. Na pierwszy rzut pojechaliśmy na najbardziej północnie wysunięty zakątek czyli domek przy ulicy Mańkowskiej. Nasi uczestnicy załadowali pierwsze filmy do aparatów, no i zaczęło się…
Dość trudno było uwierzyć, że okolica to …Warszawa… wokół  łąki i pola, zarośla. Domek na Mańkowskiej okazał się skansenowym wręcz materiałem na zdjęcie.
Dalej w planie była oddalona dość mocno( z naszych wszystkich to chyba trasa z najbardziej rozrzuconymi po mapie punktami) pozycja na ulicy Pstrej. Wpadliśmy na zwariowany sposób by transport ułatwić sobie pakując się całą paczką do Serge’a czyli samochodu Magdy i Przemka co dodało niezłego smaczku do naszej wyprawy i pomogło się bardziej jeszcze zintegrować i rozluźnić. Pękaliśmy wprost ze śmiechu.
Przenieśliśmy się w okolice ulicy Szynowej, która okazała się skarbnicą jeśli chodzi o drewnianą zabudowę, a w okolicach której na ulicy Łąkowej, Karnickiej i Fletniowej było mnóstwo małych i dużych domków w różnym stanie. Wszystko w naprawdę znakomitej atmosferze wywoływanej chociażby przez Agnieszkę, która co chwila się nam gubiła, zatrzymując się przy tym i owym i „łapiąc” kolejne ujęcie. Znaleźliśmy też starą willę w stylu „świdermajerowskim”, co okazało się po prostu świetnym obiektem – mogliśmy sfotografować ją od każdej strony i szczegółu, których jak wszystkie wille w tym stylu mają mnóstwo. Po drodze też trafiliśmy na ruiny innej, murowanej willi, która choć inna niż większość obiektów, które zamierzaliśmy fotografować była zbyt ciekawa, żeby przejść obok obojętnie.
Ciekawie było przyglądać się samemu sobie i dochodzić do wniosku jak bardzo jesteśmy uzależnieni od automatyzacji w codziennym życiu… Supersampler, który nie ma wizjera, a ramki, podobne do tych, które można spotkać w mierniczych urządzeniach geodezyjnych. Fisheye, który wymaga dużej wyobraźni jeśli chodzi o kompozycję czy Diana Mini, która wydaje się wręcz prymitywną zabawką … czyżby? Może jednak to same obiekty są ważniejsze, a od wiedzy technicznej jest ważniejsza wyobraźnia? Bo to właśnie ona i skupienie( które podczas takiej pogody może być trudne i powodować, że zapominamy o czymś tak prostym jak zdjęcie zasłony z obiektywu ;-) są tym co jest najważniejsze, a przede wszystkim przygoda – wśród zarośli, dziwnych ruin, na wpół zburzonych i zaśmieconych ruin wyjętych jakby z opowiadań Brunona Schulza.
Na koniec znaleźliśmy się w zarośniętej pasiece na opuszczonej posesji, na skrzyżowaniu ulic Podgórnej i Orchowieckiej, gdzie magia miejsca była po prostu inspirująca.
Nie zdążyliśmy odwiedzić wszystkich miejsc tak jak zaplanowaliśmy, głównie z powodu czasu, ale tez przez to, ze miejsca które odwiedziliśmy były naprawdę nasycone w wrażenia jakie nam dawały a drugiej strony przecież nie przyjechaliśmy po to, żeby taśmowo „cykać” tak jak to niestety bywa z fotografią cyfrową więc zmęczeni, ale zadowoleni i w świetnych nastrojach zakończyliśmy dzień.
(fotografie: Magda Rawicz i Agnieszka Wiśniewska)



























5 komentarzy:

  1. super pomysł, a te kilka zdjątek już daje posmak radości całości :) dzięki duże!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za piękną relację - tak właśnie było, jak to przedstawiacie. Dodam jeszcze, że Magda Rawicz nie przyłożyła się do fotorelacji, pstrykając co popadnie lewą nogą, w rękach hołubiąc śliczne LOMO, gawędząc z nowo poznanymi osobami, zaglądając w okna mijanych domków albo szukając dodatkowych paru wolnych centymetrów w bagażniku. Tak czy siak - dzięki za wyrozumiałość i mam nadzieję, że zdjęcia czteroklatkowym cudeńkiem wyszły jednak lepiej :).

    Magda Rawicz

    OdpowiedzUsuń
  3. na pewno! Megapozytywne wydarzenie które będziemy kontynuować. A za zdjecia dziękujemy bo będą wspomnieniem świetnego dnia, świetnych miejsc i przede wszystkim świetnych ludzi jakimi wszyscy jesteście

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło, nawzajem. Aha, zapomniałam dodać - podyrektorski łachudra, który nas woził, to Serż nie Serge. Ma w końcu dziurę w fotelu i słowiańską duszę :)). Ostatnio, zdaje się, zyskał nazwisko, mówcie mu Serż Lomomobil :)).

    Magda

    OdpowiedzUsuń